U boku Maksymiliana i innych świętych
Powierzyłem się Bożej Opatrzności przez wstawiennictwo świętych i błogosławionych, głównie tych „zaprzyjaźnionych” i czczonych już w wilanowskim Sanktuarium: św. Maksymiliana, św. Jana Pawła II, bł. Jerzego Popiełuszki i bł. Stefana Wyszyńskiego – mówi Jerzy Pogruszewski.
Urodziłem się w 1953 roku w robotniczej religijnej rodzinie. Od najmłodszych lat wychowywałem się w duchu wiary i wartości chrześcijańskich. Dorastałem w Bramkach, położonych zaledwie osiem kilometrów od Niepokalanowa. We franciszkańskim klasztorze, założonym przez św. Maksymiliana, przystąpiłem do Pierwszej Komunii Świętej. Gdy wchodziłem w dorosłe życie, Maksymilian Maria Kolbe został wyniesiony na ołtarze jak błogosławiony, a rok przed moim ślubem, w 1982 roku, męczennik obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu został ogłoszony przez Jana Pawła II świętym. Miałem też kontakt z bł. Stefanem Wyszyńskim.
Gdy miałem 16 lat, wybrałem się na 253. Warszawską Pielgrzymkę Pieszą z grupą studentów słynnej już wówczas „17”. Karta uczestnictwa w pielgrzymce na Jasną Górę zachowała się aż do dnia dzisiejszego. Hasłem przewodnim pielgrzymki było – „Pomagajmy Ojcu Świętemu Pawłowi VI modlitwą i ofiarą, pełną wiary solidarnością i postawą synowskiego oddania”. Przed kościołem św. Anny żegnał nas wtedy sam kard. Stefana Wyszyński – Wielki Prymas Tysiąclecia.
Przeżyliśmy wówczas niezapomnianą pielgrzymią drogę i cudowną Bożą atmosferę. Ten kto dotychczas jeszcze nie wybrał się na pieszą pielgrzymkę na Jasną Górę, to nigdy nie doświadczy tego, co można przeżyć w ciągu 9 dni pokonywania pięknej trasy Warszawa – Częstochowa, wśród lasów, pól, łanów zbóż i łąk, polnych kwiatów, śpiewu ptaków, deszczu, burzy czy też upalnego słońca, z muzyką i śpiewem na ustach. Do dzisiaj pamiętam słowa jakże pięknej pieśni, której się wówczas nauczyłem: Gdy idziemy poprzez świat, chwalmy Boga, w każdym miejscu w każdy czas chwalmy Boga, nie ma w życiu zbędnych dni, każda chwila ważna jest, w każdej zobaczą Bożą myśl. Ref: Bo Bóg naszym Ojcem, bo Bóg kocha nas, On szlak nam wyznacza i sam prowadzi nas.
Z wielką radością uczestniczyłem też wraz z córką w 2010 r. w beatyfikacji mojego imiennika, ks. Jerzego Popiełuszki. Mieliśmy wówczas wielki zaszczyt zobaczyć na tych uroczystościach matkę błogosławionego ks. Jerzego panią Mariannę Popiełuszko, która dała całemu światu tak wyjątkowego kapłana. Bywałem na Jego Mszach za Ojczyznę na Żoliborzu, gdzie posługiwał aż do swojej męczeńskiej śmierci, a potem kilkakrotnie modliłem się przy Jego grobie. Jego przesłanie o tym, że zło trzeba zwyciężać dobrem, inspiruje mnie przez całe życie. Gdyby świat o Nim pamiętał, nie byłoby tyle wojen, choćby na pobliskiej Ukrainie czy w Ziemi Świętej.
Jestem przekonany, że to Opatrzność Boża czuwała nade mną przez całe moje dotychczasowe życie rodzinne i zawodowe. Jako Kierownik Działu Bezpieczeństwa i Higieny Pracy, Inspektor ds. BHP w Zakładach Budownictwa Mostowego w Warszawie, brałem udział m.in. w budowie Trasy Łazienkowskiej, mostów Grota-Roweckiego i Świętokrzyskiego, Siekierkowskiego oraz Północnego, a także wiodącego przez Wisłę koło Torunia. Zresztą Opatrzność Boża i jej święci, jak wierzę, także św. Maksymilian Kolbe, czuwali nade mną i pomagali przejść przez trudne życiowe wydarzenia.
W 1983 roku, kilka dni przed moim ślubem, zmarł mój ojciec. Miał zaledwie 55 lat. Była to dla mnie ogromna tragedia, z którą długo się borykałem. Mimo tego smutku, założyłem rodzinę i przez wiele lat cieszyłem się szczęśliwym życiem z żoną Katarzyną i dwójką dzieci, Krzysztofem i Joasią. W 2019 roku jednak znów doświadczyłem tragedii – mój syn zmarł na nowotwór mózgu. To wydarzenie złamało mi serce, ale nie zachwiało wiary. Podobnie jak odejście mamy w 2000 roku.
Zrozumiałem, że Bóg nie zawsze działa w sposób, którego byśmy chcieli. Ma On swój plan dla każdego z nas, nawet jeśli my go nie rozumiemy. Ważne jest dzisiaj szczególnie to, aby zaufać Mu i zawierzyć całe swoje życie. Nic nie dzieje się bez powodu, wszystko ma swój sens, choć trudno nam czasem przez ludzką perspektywę go odkryć.
W tym duchu przeżywałem też wydarzenia roku pandemii, gdy najpierw dowiedziałem się, że i ja potrzebuję operacji. Dzięki Bogu, komórek rakowych nie stwierdzono, choć pierwsza operacja nie przyniosła też znaczącej poprawy. W listopadzie 2020 r. druga fala koronawirusa dotknęła także mnie. Gdy miałem już stawić się w szpitalu na drugi zabieg, uzyskałem dodatni wynik testu. Ból w podbrzuszu łączył się z trudnościami w oddychaniu. Bałem się, że z powodu niskiej saturacji krwi mógłbym trafić pod respirator, zwłaszcza że moja odporność po pierwszej operacji była obniżona. Operację miałem 14 grudnia 2020 r. Zabrałem do szpitala różaniec.
W styczniu 2024 r. musiałem przejść kolejną operację, a nawet dwie w ciągu jednej doby, bo moje życie, z powodu bardzo niskiego ciśnienia i krwiaka, było zagrożone. Powierzyłem się po raz kolejny Bożej Opatrzności przez wstawiennictwo świętych i błogosławionych, głównie tych „zaprzyjaźnionych” i czczonych już w wilanowskim Sanktuarium: św. Maksymiliana, którego obrazek noszę stale w portfelu razem z różańcem, wizerunkiem Jezusa Miłosiernego, św. Jana Pawła II, bł. Jerzego Popiełuszki i bł. Stefana Wyszyńskiego. Dziś czuję się o niebo lepiej, choć wyniki nadal mam chwiejne. Powoli dochodzę do siebie, ale każdy dzień przyjmuję jako wielką łaskę od Stwórcy. Dla mnie najważniejsze w życiu było i jest zawsze to, by wierzyć w Boga i stawiać Go zawsze na pierwszym miejscu.
Życie nauczyło mnie, że niewiele zależy od naszych starań i żadnych też zasług nie możemy sobie samym przypisać. Patrząc wstecz, widzę wiele dowodów na opiekę Opatrzności Bożej. Zawsze uważałem, że to nic innego, jak tylko sama Opatrzność Boża jest źródłem naszej wiary, wytrwałości i miłości do każdego człowieka. Przetrwałem poważne wypadki, choroby oraz różnego rodzaju trudności życiowe. Za każdym razem doświadczałem nieustającej pomocy Boga i dobrych ludzi, których On posyłał na moją drogę. Głęboko wierzę też w orędownictwo wyniesionych już na ołtarze wszystkich świętych i błogosławionych, którzy nieustannie dzisiaj orędują za nami. Zwłaszcza o. Maksymiliana, który towarzyszy mi od dzieciństwa, kiedy zacząłem uczęszczać na lekcje religii do Niepokalanowa.
Jestem stałym czytelnikiem miesięcznika „Rycerz Niepokalanej”, którego o. Maksymilian Maria Kolbe był pomysłodawcą i twórcą. W domowych zbiorach posiadam archiwalne egzemplarze RN z lat: 60., 70., 80., 90. i 2000. Cenię tę lekturę, która jest dobrym drogowskazem na dalsze życie. Dowiaduję się z niej, jak bardzo można cieszyć się wiarą, odkrywać piękno tego świata i po rycersku naśladować samego św. Ojca Maksymiliana.
Jerzy Pogruszewski
Wybierz świętego patrona
Szukasz Orędownika w konkretnej sprawie? Potrzebujesz wsparcia i przewodnictwa w trudnych chwilach? Święci Patroni jako nasi duchowi Przyjaciele, Przewodnicy i Opiekunowie, są gotowi nam pomóc i wstawiać